piątek, 28 kwietnia 2017

Kino mojego życia...

...


To była niewielka, przytulna i ciepła salka. Na oznaczonych mijającym czasem miękkich fotelach w kolorze dojrzałego wina siedziało kilkanaście osób. Panowało ogólne skupienie i cisza momentami zmuszająca do refleksji. Ciemne, grube kotary z wolna odsłaniały tajemniczy ekran, na którym już po kilku chwilach pojawił się pierwszy obraz...
I gdyby przyjrzeć się im bliżej, tym zadumanym ziemskim Istotom, odnaleźć by można wymalowane na ich twarzach emocje ściśle związane z drgającym przed ich oczami ułamkiem historii... Ktoś się uśmiechnął, widząc biegnącą małą dziewczynkę, która przez łany zbóż, przez pola. z radością... z dziecięcą naiwnością, że póki jest jej dane, będzie śniła swój dobry sen... Lecz oto spoglądam i widzę wymalowany ból, i widzę łzy, i dramat wielki w sercu dorastającej wciąż nastolatki, a już kobiety, siłą wciągniętej na wyżyny dorosłości... i zasłona opadła, i wielka czarna dziura tuż za nią, i niedowierzanie, i znak zapytania sięgający nieba...
I na nic pochylona głowa, i na nic domniemania po milowym czasie, wstęp mistrzowsko nieudany, porzucenie doskonałe, żal spóźniony, wieczne piętnowanie... I jedna myśl, która jak boski przykaz spełniona aż nadto, jak nic na świecie, nieodwracalnie...
Wśród zadumanych widzów oprawca... ten, który testował, ten, który kłamał, ten, który kontrolował, ten, który odzierał z wartości, ten, który niegodny, by być... Ten, który przeminął na wieki... Niech mu ziemia... By na rozdrożu dróg spotkać człowieka wydmuszkę, z klapkami na kierunkowskazach życia, by brać, by nie być, by zniknąć niesmakiem pozostając... Siedzi i widzę, jak kpi, jak nie pojął jednej sekundy z miliarda danych w zaprzeszłej historii. I żal, że na nic starania...
Przez chwilę złudzenie, a oto... Słońca blask, i cała paleta kolorów, i jeden z tych uśmiechów, w którym druga Istota odnajduje siebie... Łzy wzruszenia i lekki szelest wśród widzów... Któż nie tęskni za prawdą... za tą jedyną prawdą... A jednak kruche jej ciało rozpadło się... Bo zawiść, bo zazdrość, bo ujadanie ludzkie śmiertelnym stają się ciosem i bronią, która zabija to, co delikatne, to co święte... Powraca w ziemskim aniele, by choć przez chwil kilka, by być blisko, by zrozumieć siebie, by dzielić się tym, co ratuje i by wybrać, ostatecznie... odejście...
Spojrzał Bóg ze swej komnaty i zapłakał... a z nim cała sala widzów... I posłał jednego ze swoich, godnego... I miłość wielką spakował, i czułość wielką dołożył, i ciepło nocy, i radość poranka... Na krótko, lecz do końca życia... Kiwają z niedowierzaniem goniący za wiatrem... zapatrzeni w swoje ego - zdumieni... Dziś jesteś, jutro cię nie ma - jak echo powtarza czas i biegnie dalej... 
Zapada ciemność, sala pustoszeje... Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz... Ku morzu, na wiatr, na świat zwrócony obliczem...

~ Jasmina