sobota, 20 lutego 2016

Ostatnia szansa na pojednanie...

...

Był silnym, postawnym człowiekiem... Miał wiedzę, charyzmę, zadrę na życie... Popełnił wiele błędów, do większości się przyznał, wielu już nie naprawił... Kochał i nienawidził, był wierny i zdradzał, nie wierzył w przemijanie, na wszystko miał czas, choć go nie wykorzystał... Palił mosty i miał słomiany zapał, wierzył i wątpił... Uważał, że wie więcej niż inni, nie znał pokory, szacunku, żył złudzeniami i planami zapisanymi na kruchym papierze...
A dziś... umiera...
Zbyt późno na zrozumienie, na przebaczenie, na naprawienie, na wstanie i wyruszenie w podróż, tę wymarzoną, wyczekiwaną, niespełnioną... Umiera... przepełniony samotnością, goryczą, niepojęciem, ciężarem utraconej nadziei...
Postawność zamknięta w cierpiącym, zanikającym, wybielonym szarością przemijania ciele... Otwarte usta z trudem łapiące powietrze, płuca przepełnione niepokojem, serce smutkiem... Nieprzyjęta rada minionych lat w ramionach nienasyconej, czuwającej u drzwi, tej zimnej i cierpliwej ostoi wieczności...
Energia życia niczym paleta barw, walcząca z utraconą harmonią ciała... Nieskończona, a jednak skutecznie stłumiona...
Patrzę i kontestuję... mimo świadomości, nie przyjmuję... Stoję na krok od chłodnej dłoni śmierci, widzę jak dotyka twarzy leżącego, bieli go niczym śnieg szerokie pola... Przeciska się pomiędzy morfinowymi kroplami, by dotrzeć do głębi, by zawładnąć salonami, oznajmić światu wygraną... 
Zapada zmrok, a ja nie mam pewności, czy jutro zastanę walczącego czy poddanego... Zrozumienie, pogodzenie, ostatnia szansa na pojednanie. Milczące.
Mateuszowi (1945-2016)
 ~ Jasmina