Cios za ciosem
w oparach nocy
pod przykrywką świtu
z błyskiem na ostrzu krtani.
W jednej celi z bezsilnością granatu
ochotników zastęp, ponad poziomem morza
w majestacie, poza zasięgiem wzroku.
Więc cios za ciosem
czołgam się poniżej poziomu morza
wygrzebując z resztek korzeni
ulotność siły, co palcem swym
w aorcie, podtrzymuje życie.
Mała kukułka na blacie czoła
drąży otwór dla nut zielonych
żarem pod powiekami oślepia
wężem do szyi sączy truciznę.
Zimno Arktyki pod pazuchą trzyma
i czeka z kosą, by odrąbać chore,
i tylko w ciszy małe kowadełka
mówią, że jeszcze mamy czas.
~ Jasmina