sobota, 17 października 2015

Żelazny wiek Owidiusza...



Pierwszy nastał złoty wiek, który bez karzącej dłoni, z własnej woli, bez ustaw strzegł wierności i sprawiedliwości. Nie było lęku i nie było kary, nikt nie musiał czytać groźnych słów prawa rytych na tablicach z miedzi. Pokorny tłum nie drżał przed wyrokami sędziów. Bez sądów wszyscy czuli się bezpieczni. Jeszcze z gór swych rodzimych nie zstąpiła na fale morza ścięta sosna, by ujrzeć inne kraje. Ludzie nie znali obcych, dalekich brzegów. Jeszcze nie opasały miast urwiste wały, nie znano prostych trąbit ni wygiętych miedzianych rogów, nie było hełmu i miecza, a nie znając broni ludzie beztrosko zażywali miłego odpoczynku. Ziemia sama z siebie, wolna od obowiązków, nie dotknięta pługiem, nie draśnięta lemieszem, wydawała plony.
(...) Kiedy Jowisz zepchnął Saturna w mroczny kraj Tartaru - nastał wiek srebrny, gorszy od złotego, wspanialszy niż wiek miedzi. Jowisz skrócił czas trwania starożytnej wiosny i rok podzielił na cztery pory: zimę, lato, zmienną jesień i krótkotrwałą wiosnę. Wówczas po raz pierwszy w dziejach świata rozprażone powietrze zawrzało upałem i po raz pierwszy ścięty mroźnym wiatrem grad zawisnął. Wtedy zaczęto szukać schronienia. Za domy służyły jaskinie, gęste zarośla, z gałęzi splecione szałasy. Po raz pierwszy rzucono ziarno w długie polne bruzdy, po raz pierwszy ryknęły woły jarzmem przygniecione.
Potem nastał wiek trzeci - miedziany, gwałtowny, porywczy do broni. A jednak nie zbrodniczy. Ostatni wiek żelazny. Natychmiast w wiek ten, do najgorszego skłonny, całe zło się wdarło. Uszły odtąd prawda, wiara i na ich miejsce wtargnęły zdrada, podstęp, oszustwo, przemoc i zbrodnicza żądza posiadania. Żeglarz żagle podaje wiatrom, których nie znał dotąd. Sosny, które tak długo stały sobie na wysokich górach, dziś ociosane skaczą po nieznanych falach. A przezorny mierniczy ziemię pociął granicami, ziemię, co była dotąd wspólna jak samo światło słońca, jak powietrze. I nie tylko zmuszono ziemię, by dawała plony  - potrzebne pokarmy, ale wdarto się w jej wnętrze i wydobyto skarby, które ukrywała w mrokach Styksu - zaród przyszłych nieszczęść.
Zjawiło się na świecie okrutne żelazo i okrutniejsze od żelaza - złoto. Nadeszła wojna, która posługuje się jednym i drugim, i potrząsnęła mieczem w skrwawionej dłoni. Ludzie żyją z grabieży. Gospodarz boi się gościa, teść lęka się zięcia, nawet brat rzadko kocha brata. Mąż grozi śmiercią żonie, a żona mężowi, okrutne macochy warzą żółte tojady, syn przyśpiesza zgon ojca. Miłość rodzinna legła w pyle, dziewicza Astrea, ostatnia z bóstw, opuszcza ziemię w krwi skąpaną.

Owidiusz (43 p.n.e. - 17/18 n.e.)
"Metamorfozy"
fragment tomu pierwszego