wtorek, 4 kwietnia 2017

Na wieszakach życia...

...


Na wieszakach życia sprane słowa... wypalone słońcem nienawiści, poplamione niepojętą zazdrością, poszarpane zakłamaniem... Powiewają słabą wonią... Spod półprzymkniętych oczu milcząca pogarda... Stowarzyszenie sędziów godnych politowania...
Podczas gdy...
Dotykam opuszkami palców Twej uśpionej twarzy... Radując się z przeszłości, której nie poznałam, mając nadzieję na tą, która przede mną... choć czasem ból wędrówki jest nie do zniesienia i skok w nieskończoność taka nęcąca, by raz odpocząć na dobre, na zawsze, by zrzucić okowy ciała i ulecieć w nicość... Lecz teraz tulę swe usta do błękitnej energii żył, czując pulsującą w nich miłość...
I smutek wielki próbuje ułożyć się tuż obok, choć nieproszony... Uśmiecham się z cieniem jego na policzkach, bo wiem, że on ma rację... rację, której nie potrafię przyjąć... rację, która każdego dnia kroczy ze mną ku nieznanemu...
I zawiść ludzka, i niepojęcie, i nieznajomość rzeczy - echem po świecie i ostrzem po sercu... Bo na co komu myślenie, bo łatwiej jest krzywdzić, bo łatwiej odbierać...?
A kiedy odejdę, wraz ze mną cierpienie... i bezmiar miłości, bezsilność starań... Dziękując za teraz, za teraz i jutro, być może...

~ Jasmina