sobota, 2 marca 2013

Rzecz o niepojętym...

...
Edward Stachura
1937-1979
Były, są i będą we mnie zawsze pewne dzielnice, pewne uliczki, pod nimi piwnice, korytarze, kanały, które nigdy w to nie uwierzą, że ja cały mieszczę się w tym ledwie słyszalnym, kruchym pogłosie serca. Nigdy nie uwierzę w to, że kiedy przestanie telepać mi tamto, gdzie rękę teraz trzymam po lewej stronie piersi, kiedy przestanie bić mi serce, kiedy ono przestanie być, ja wtedy też przestanę być i wszystko się skończy... Bo jak mogę przestać być, jeśli jestem.

Ciepłe nasze oddechy, którzy jeszcze żyjemy, i zimne teraz oddechy wszystkich, którzy żyli, mieszają się ze sobą, całują i płyną razem po utartych szlakach i magistralach, i wszystkich dzikich rubieżach czasu i przestrzeni. To jest wiatr, nurt żywota...

I nie pomyślałem przedtem o tym, ale wiedząc, co nas czeka, to znaczy to, że przestanie bić nam serce, tylko tak mogliśmy się uratować. Życiem bez reszty. Wypalić się do końca, do spodu, żeby śmierci, tej zwyczajnej wariatce, nic nie zostawić w spadku, niech odziedziczy po nas popiół i niech go sobie rozdmucha, jeśli chce, na siedem stron, i niech ma przy tym iluzję, że jest bezrobotna.

Tak. Na pewno. Na pewno tak można się uratować. Oddać życiu wszystko. Bez reszty. Wypchnąć z siebie wszystko, co się jeszcze opiera, wypluć, wykrztusić, wycharczeć z bólem, zdobyć się, zdobyć się na to, by wyrzec się wszystkiego, wypuścić z klatki wszystkie oddechy na wolność straszliwą, na drogi, szlaki, i tam dalej, i tam dalej, i niech tam, kiedy już nas nie będzie, niech tam wiecznie kołują, niech tam wiecznie płyną, niech tam wiecznie snują się...
Myśli zaczerpnięte z powieści Edwarda Stachury "Cała jaskrawość"



Świat jest dla ludzi zdrowych. Kto ma zdrowie, zazwyczaj nie docenia go, ale nie musi doceniać, bo korzysta z niego. Ja przestępczo nadużywałem mego zdrowia. Zachowywałem się, jakbym był z niezłomnej stali, a nie z kruchego ciała i kruchych kości. Ale obłęd to nie jest sprawa ciała, choć ciało poddaje mu się i obłęd wyczynia z nim, co mu się podoba. Obłęd to sprawa umysłu. Myślę, że umysłowo bardzo niewielu ludzi jest zdrowych. Myślę, że na umyśle każdy jest mniej lub bardziej chory. Budda mówi, że człowiek, który nie zrealizował się przez samopoznanie, nie może radować się nawet przez jedną sekundę doskonałym zdrowiem mentalnym.

Świat ludzi toczy się swoim biegiem. Nie ma zgody między narodami. Nie było, nie ma, czy będzie? Wątpliwe to jest. Dlaczego ludzie, tak osamotnieni we wszechświecie, kłócą się między sobą, posuwają się aż do wzajemnego mordowania się. Jest to absolutnie tragicznie niezrozumiałe. Coś muszą robić, bo nie potrafimy nic nie robić, ale jest tyle rzeczy godnych i pięknych do zrobienia. Ludzie mogliby żyć w miarę spokojnie i w miarę spokojnie umierać... Najgorzej za dużo chcieć. Wtedy potrzebom nie ma końca. Z nie kończących się potrzeb nieuchronnie wynika chaos, eksploatacja bliźnich i wszelka niszczycielskość. Ludzi jest za dużo, ale pojedynczy człowiek nie widzi drugiego pojedynczego człowieka. Niezliczona ilość błyskotek, często wręcz wulgarnych, rozprasza nasze widzenie. Nadużywanie słów rozprasza nasze słyszenie. Wymyśla się coraz pokraczniejsze rozrywki. Każda walka jest bratobójcza, a zatem samobójcza. Nigdy za dużo o tym mówić. Nigdy nie zaprowadzi się siłą jako takiego w świecie ładu. Bo przemoc rodzi przemoc. To jest oczywistość i ten, kto tę oczywistość prawdziwie przeżył, nie zastosuje przemocy. Człowiek jest tylko człowiekiem, ale to nie może być usprawiedliwieniem dla przemocy, gwałtu, terroru, eksploatacji bliźnich i temu podobne. Człowiek, każdy człowiek, może się opamiętać, może zatrzymać się w swojej chciwej gonitwie i odnaleźć w sobie cnotę prawości a z nią wszystkie pozostałe cnoty z prawości samoistnie się wywodzące. Bez prawości, bez cnoty, czym jest człowiek? Strach powiedzieć. Ludzie oglądają się na innych i wtedy zawsze znajdują kogoś od siebie gorszego. Ale dlaczego porównywać się z gorszymi, a nie z lepszymi, których przecież nie brak.

Widzi mi się, że sens tego życia polega dla niektórych na dojściu do tego, że to życie nie ma absolutnie żadnej wartości. Wtedy jedyną wartością możliwą staje się tajemnica śmierci. Ona jedyna nabiera sensu przez to samo, że jest końcem tego bezsensownego życia. Cokolwiek jest po śmierci, to nie może być gorsze od tego życia tu na padole. Od tych cierpień i mąk. Tak przynajmniej mnie się to widzi.

Fragmenty przemyśleń Edwarda Stachury - "Z wypowiedzi rozproszonych"