poniedziałek, 18 kwietnia 2016

To nie Twoja wina...

...


Przyszedłeś z daleka... bosymi stopami przemierzyłeś piaszczystą drogę, spragniony, głodny, zmęczony... Idąc marzyłeś o chwili, w której napijesz się chłodnego ukojenia, przysiądziesz pod zielonym listowiem nadziei i skosztujesz bezpiecznych ramion drugiego człowieka - który w swej bezwarunkowej miłości - nie zapyta o powód Twego zmęczenia, lecz  - otworzy bramę do swojego serca i pozwoli zamilknąć na wyznaczony przez Ciebie czas...
Jednakże lęk przed bliskością szarpie Cię od wewnątrz jak wściekłe monstrum, dłonie Twoje drżąc próbują pochwycić przestrzeń gotową na otulenie, lecz nogi zakorzenione głęboko w obawie przed odrzuceniem, nie pozwalają zrobić kroku do przodu...
"To nie Twoja wina..." - słyszysz, i czujesz jak dreszcz przebiega Twe ciało... - "To nie Twoja wina, nie miałeś na to wpływu..." Chciałbyś je powstrzymać, ten potok słów, który boli... Czujesz się niegodny, by żyć. Czujesz, jak kurczysz się w sobie. "To nie Twoja wina..." - po raz kolejny dochodzi Cię głos Istoty, która dotyka Twojej twarzy, ociera płynące łzy.
Chciałbyś uwierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone... Chciałbyś uwierzyć, że życie ma sens... Chciałbyś mieć pewność, że już nikt nie podniesie na Ciebie ręki... Chciałbyś doczekać dnia, w którym ktoś powie, że kocha...

~ Jasmina