wtorek, 3 maja 2016

Samotność umierania...

...


fot. kelebenk.net

Kiedy zaczniesz czytać mój list, będzie już zbyt późno na odpowiedź. Być może w Twoim sercu zagości smutek, ale umysł - stojąc na straży myśli - zrobi wszystko, byś otrząsnął się z chwilowej zadumy i próby wykrzesania w sobie choćby odrobiny nienawiści - do czegoś, czego nie sposób określić jakimkolwiek słowem.
Kto wie, może po dwóch, trzech wersach postanowisz zgnieść go w swej dłoni i wrzucić na pożarcie językowi ognia, który mocą swą tańcuje wokół ściśniętych kawałków drewna, pochłaniając ich kruche ciało aż do całkowitego rozpadu.
Nigdy tak naprawdę nie miałam pojęcia, ile Ty wiesz... Czy rozumiesz, czy się domyślasz, czy potrafisz okazać współczucie, empatię... Czy potrafisz walczyć o dobre imię świata, który stworzyłeś - czy tylko jak wolny obserwator podążałeś naprzód, nie zważając na to, co wokół, co obok.
Kiedy gościła w moim życiu radość, Ciebie nie było, by się nią dzielić. Kiedy zapukał do drzwi lęk - byłam zmuszona samotnie stawić mu czoła. Gdy zajrzała śmierć, Ty pytałeś o zabawę. Kiedy nastał głód - siadywałeś wśród żarłoków, zapominając o najbliższych. Kiedy nadchodził kres, Ty śmiałeś się w najlepsze - by później zapłakać gorzkimi łzami rzeczywistości i utraconej szansy, łzami głupoty i ślepoty ego. Pozwoliłeś na samotność umierania.

 ~ Jasmina