niedziela, 18 maja 2014

Powstała by upaść...

...




Narodziła się środkiem nocy, z kolcami niepojęcia i zapisanego w drodze cierpienia. Krucha postać otoczona kosmiczną energią skąpaną w błękicie aury z zielonymi wstążkami boskiego ducha... Była jak Anioł, który przez błędnie podjętą decyzję pojawił się w miejscu nie dla niego przeznaczonym. Widziała cierpienie i czuła ból... Osaczał ją strach i tysiące pytań bez odpowiedzi... Odtrącana przez innych, klasyfikowana do 'gorszych', pozostawiana światu wewnętrznego rozumowania dziecka, które przybyło aby żyć, lecz każdego dnia umierało z przerażenia...

Dawała z siebie wszystko, czas, uwagę, przyjaźń, gotowość do poświęceń, lojalność względem danego słowa, by choć przez kilka chwil być zauważoną, obdarzoną uśmiechem, słowem, serdecznym uściskiem... by na powrót wpaść w sidła samotności...

Płakała, kiedy będąc dzieckiem usłyszała, że w przyszłości wyjdzie za mąż... zupełnie, jakby przeczuwała, że będą to dla niej jedne z najgorszych chwil w życiu - nie myliła się... Cierpiała, czuła ból... Osaczał ją strach i tysiące pytań bez odpowiedzi... Wrażliwość to przekleństwo dzisiejszego świata - powtarzano, miłość to ułuda - szeptano, troska to słabość - podkreślano, lecz dla niej były to jedne z najważniejszych wartości istnienia...

I do krwi, do znużenia, do cierpienia, do wytrwania, do spełnienia - głodem miłości poprzez noce i dnie, miesiące i lata, morza i lądy - wierzyła, że gdzieś ona musi jeszcze być, że może w kącie zapłakana, maleńka zasmucona z tęsknotą tak jak i ona wyczekuje, że ją odnajdzie, na nowo światu przedstawi i przypomni, że bez niej, bez prawdziwie niezwykłej miłości nic się nie liczy, nic nie ma mocy, nic nie jest ważne - jedynie śmierć daje radę, bo ona kocha tylko siebie...

Bóg spoglądając na swe dzieło zamyślił się nie pojmując, jakże się stało, że taka istota wygrała walkę o życie... Kruchość zamknięta w subtelności ciała, stąpająca po ziemi, lecz z głową zwróconą ku niebiańskim komnatom tęsknoty za domem... Lecz pojął, że ciało to tylko miejsce, w którym ukrył swe przesłanie, wierząc, że dzięki niemu świat zrozumie... Lecz ona widziała cierpienie i czuła ból... Osaczał ją strach i tysiące pytań bez odpowiedzi... 

Zbyt dobra, zbyt oddana, zbyt kochająca... odeszła wraz z ptakami morza, z szumem białych fal odpłynęła, piaskiem przysypana, w klepsydrze czasu zapomniana, z sercem wyrytym na ramieniu, na wylot, do krwi która spływając ku ziemi znak trwały pozostawiła po małych stopach dziecięcia, narodzonego czarną nocą na pożarcie otumanionego i ślepego świata istot zwanych myślącymi...

Umarła z małym białym kwiatkiem w dłoniach, ustami przy jego płatkach, zupełnie jakby w podróży powrotnej jedynie zapach natury czuć chciała, umarła spoliczkowana przez życie, lecz zachowana w swej pełnej miłości postaci...

~ Jasmina