sobota, 11 października 2014

Tak wiele masz twarzy...

...

fot.wallpaperswa.com

Nie dzięki tobie się tu pojawiłam, a jeśli tak - to wypluta jakaś, z niechęcią, ot, na odczepnego, bo przecież nie było mnie na twojej liście zadań... wymsknęłam się spod twardej ręki życia, nad którym panujesz, pojawiając się i znikając, będąc poważną i kpiąc, przytulając i kopiąc, i chyba sama już czasem nie wiesz, jaki jeszcze twój cel owego istnienia.
Miałaś kilka lat, ukradkiem słałaś uśmiechy, siadałaś blisko, dawałaś znaki, że jest między nami coś niezwykłego, a potem zniknęłaś bez zapowiedzi, stopniałaś jak śnieg wczesno-kwietniowy, marcowy a może późno-lutowy. Zarysem pamięci pozostawiłaś swój ślad w postaci dziecka, które dorosło, być może nadal żyjące, być może podróżujące, być może pamiętające.
Lubisz się bawić w chowanego, w zaczepnego, w zainteresowanego, w kochającego - by znów przemienić się w postać rozbawionego, zakłamanego, wymagającego, zapatrzonego w siebie, odrzucającego. Przyznaj sama, robisz to dlatego, że czujesz się niechciana? Zaniedbana? Nieuszanowana? Bo się poddałaś? Bo przesiąkłaś współczesnym stylem wykorzystywania?
Naraziłaś mnie niegdyś na bliskie spotkania z zimną, nieczułą i nienasyconą stroną, z której nie ma powrotu, - skrywając się pod postacią dorastającego człowieka, zamieszkałaś blisko mnie, może zbyt blisko, ale wydawałaś się być szczerą i oddaną, jakże uwielbianą... I znów z szelestem jesiennych liści, z naporem niebiańskich łez spłynęłaś, by korytami rzek połączyć się na powrót w słonej otchłani morza. Pozostawiłaś po sobie ruiny wrażliwości, serce eksplodujące w bólu i niepojęciu.
Stawałaś się coraz starsza, lgnęłaś do mnie na chwilę, na godzinę, na tydzień, najwięcej na miesięcy kilka... w zachwycie malując świtu obrazy i głaszcząc nocne gwiazdy, ale nie doceniałaś, znudzona odchodziłaś, nie potrafiłaś dostrzec swego odbicia... i cios za ciosem zadając myślałaś, że może pewnego dnia powrócisz, lecz chyba zapomniałaś, że drogi zasypane, na zawsze pogrzebane własną swą ręką uczyniłaś.
I powróciłaś, by z doświadczenia ciężarem raz jeszcze obejrzeć się za siebie i w porównaniach przeżyć, w zadumie mijających chwil pod rozwagę ująć szansę daną samej sobie... Czy dojrzałaś na tyle, by pojąć? Czy zrozumiałaś na tyle, by przyjąć? Czy masz odwagę, by nie stracić?

Miłości moja, jak wiele masz twarzy... 
- ty wieczną będziesz, lecz mnie do grobu ciemnego prowadzisz.

~ Jasmina