sobota, 24 stycznia 2015

Za horyzontem...

...
fot. tapetus.pl

Kiedy próbujemy dostrzec szkielet horyzontu, naszym oczom malują się obrazy mające niewiele wspólnego z naszą rzeczywistością. Myślimy o tym, co ciekawego kryje się daleko, poza zasięgiem naszego wzroku. Bywa, że mylnie wyobrażamy sobie, że tam jest lepiej… Że ludzie, którym udało się dotrzeć dalej od nas, bywają szczęśliwi.
Zgłębiamy tajemnice świata, pokonujemy kolejną godzinę danego nam dnia… Codziennie witamy światło naszego życia, codziennie się z nim żegnamy.
Największą wdzięczność mamy dla swojego serca… To dzięki jego upartości, pragnieniu dawania nam kolejnej szansy, ciężkiej pracy dla naszego ciała – możemy budzić się i rozpoczynać następny dzień wycieczki naszej podróży do celu.
Bez względu na to, jak bardzo zmienia się świat… jak bardzo pędzi przed siebie… Bez względu na to, ilu ludzi wokół próbuje nas przekonywać, że nic nie ma sensu… 
Pragniemy ukojenia, pragniemy wyciszenia, harmonii z naturą, poczucia bycia ważnym, kochanym, potrzebnym… I wszystko to będzie nam dane… jest nam dane… jeśli tylko wystarczająco mocno uwierzymy, że wszystko to jest w naszym zasięgu i dostrzeżemy, że oto spełnia się to, czym karmiliśmy swój umysł.

 ~ Jasmina



wtorek, 20 stycznia 2015

Zbyt niecodzienna...

...

Czterdzieści sześć minut po pierwszej nocnej, zacisznej godzinie... wśród łez anielskich po zimnej tafli spływających. Pomyślał, że postać, którą ujrzał - nie mogła istnieć naprawdę. Była zbyt piękna, zbyt zwiewna, zbyt niecodzienna. Lecz idąc ze znaną tylko sobie pewnością, przekroczył próg tajemniczej komnaty, i niemal na palcach skradając się ku niezwykłości powiewu, jął dotknąć ust cudowności zaklętej w milczeniu, ze wzrokiem skrytym pod jedwabiu ciemną stroną.
Wstrzymując oddech zbliżył swój policzek do zagłębienia jej karku, by poczuć zapach rajskiego ogrodu. Białe podszyte wiatrem skąpe okrycie kobiecego ciała, malowane wyobraźnią artysty, który opuścił na moment swoje dzieło, w poszukiwaniu barw dopełnieniem będących, by w labiryncie pragnień zatracić się i utknąć w mnogości korytarzy.
Jasną poranną, dwudziestą siódmą w kolejności miesiąca daną mu szansą na nowe, wyruszył ku temu, co w sercu od dawna kotwicą myśli niczym wzburzone morze pędząc na oślep, by z brzegiem się spotkać i pojąć, że zawędrował w marzeniach... nie spostrzegł, jak jednym pstryknięciem palca, przeszywającym z nagła dźwiękiem zewnętrznego świata, na powrót ściągnięto go na zimny i samotny ląd.
Rozejrzał się wokół siebie, zrozumiał, że ona istnieje... lecz tylko w dalekich snach. Chciał się obudzić na jawie, odwiązać jedwabną szarfę i spojrzeć w oczy, w których krył się on sam. Na siedem minut przed ósmą zgorzkniałą w swej prawdzie godzinie, powstał by wyjść i odnaleźć jej ślad. 
~ Jasmina