czwartek, 8 sierpnia 2013

Gdyby tylko można było...

...

W życiu każdego człowieka, przynajmniej raz przewija się przez głowę myśl,  że byłoby dobrze mieć możliwość cofnięcia się w czasie… Nikt nie jest doskonały, każdy popełnia błędy, w związku z tym chciałoby się powrócić do momentu, w którym padły nieodpowiednie słowa, w którym kogoś skrzywdzono, a może też nie wykorzystano danej nam szansy… Wielu z nas szuka też odpowiedzi, które kryje przeszłość. 

Dziś podzielę się z Wami małym fragmentem mojej - dotąd jeszcze nieopublikowanej - książki "Hipotensja zdarzeń", znana niektórym również pod tytułem "On The Edge Of Life". Wierzę, że pewnego dnia ujrzy ona światło dzienne w całej pełni... ~ Jasmina




(...) Nie wyobrażałem sobie, jak można było tęsknić za kimś takim, jak ja. Byłem nudny, wciąż tylko klepałem o przyszłości i niebezpieczeństwach. Byłem skrajnie przejęty losem ludzkości i życiem kolejnych pokoleń. Poza tym nie należałem do przystojniaków, nie tropiłem zmian zachodzących w modzie. Niewiele mówiłem, czasem w ogóle. W szkole omijano mnie wielkim łukiem, z góry zakładając, że nie ma o czym ze mną rozmawiać. Po kątach mówiono o mnie kujon, geniusz. Owszem, okupowałem nieraz bibliotekę, kochałem książki, ale to była forma ucieczki od otaczającej mnie obojętności wobec świata zewnętrznego. Biblioteka była moim drugim domem, choć tak samo pustym jak mój własny. Zazdroszczono mi posiadania własnego kąta, ale nikt nie dostrzegał, że ten kąt jest dla mnie utrapieniem, pomieszczeniem do wylewania łez, do siedzenia w ciemnościach i przyglądania się rozgwieżdżonemu niebu, które potrafiło uspokajać roztrzepotane serce tęskniące za bliskim przyjacielem, jakim był mój ojciec. 

Do teraz w pokoju, w którym pracował i wypoczywał, leżą jego rzeczy. Marynarka przewieszona przez skórzany fotel, fajka oparta o kryształową popielnicę, książka otwarta na stronie, którą jako ostatnią w życiu przeglądał. Nie potrafiłem tego zmienić. Dzięki temu czułem się tak, jakbym oczekiwał jego powrotu. Przy drzwiach stały jego domowe buty, parasol na wypadek deszczowej aury, kluczyki do ulubionego auta, o które dbał jak o najcenniejszy skarb polerując karoserię i czyszcząc skórzane obicia na siedzeniach. Nigdy nie potrafiłem pogodzić się z tym, co się stało. Nie potrafiłem i przypuszczałem, że to się nigdy nie zmieni. Musiałbym być zdrowo stuknięty myśląc, że śmierć jest czymś naturalnym, szczególnie tak brutalna śmierć. Nigdy nie pogodzę się z przemijaniem życia. I choć dawno już utraciłem jego sens i wiarę, że to, co się dzieje pod słońcem ma jakieś większe znaczenie, gdzieś tam, w środku swojego serca czuję, że to nie tak miało wszystko wyglądać, że człowiek miał żyć inaczej, dłużej. 

Śmierć wciąż rozdziela rodziny, sprawia, że serca osamotnionych ludzi pękają i już nic nie jest takie jak wcześniej. Już nie ma tego uśmiechu, który pojawiał się na widok maleństwa bawiącego się w piaskownicy, na widok ukochanej osoby niosącej naręcze pięknych kwiatów dla wybranki swego życia. Już nic nie może być takie samo, kiedy wracam do domu, a w kuchni nie zastaję matki piekącej moje ulubione ciasto z owocami, już nigdy nie poczuję woni jej eleganckich perfum „Nu”, którymi otulała się wychodząc z ojcem na kolację do wykwintnej restauracji, nie usłyszę ich zabawnego śmiechu, kiedy czuli się naprawdę spełnieni tym, co robili. Tylko w łazience stały ich przybory, kosmetyki, wisiały miękkie szlafroki. Służyło to mojemu mylnemu poczuciu, że nie jestem sam w tym wielkim domu, którego tak mi niektórzy zazdrościli. Mówili, że mam fajnie, bo nie muszę pracować, bo nie muszę martwić się o swoją przyszłość, a ja... ja chętnie zaharowywałbym się do żywej krwi, bylebym tylko po powrocie do domu mógł zastać tych, których kochałem ponad wszelkie dobra, jakimi mnie obdarowywano. Miałem wszystko, to fakt. Teraz też mam wiele, choć tak naprawdę nie mam nic.

***

Owszem, nieraz próbowałem oczyścić umysł z przeszłości. Tej złej, czasem też z tej dobrej. Wiedziałem że muszę, ale nie potrafiłem. Nikt inny mi też nie poradził, jak to zrobić. To nie to samo co zmycie z okien plam po deszczu i pyłkach z kwitnących wiosną drzew, tu nie chodziło o nałożenie wyżerającego rdzę preparatu do metali i wypolerowanie powierzchni miękką ściereczką – w grę wchodziły naprawdę grube tematy. Tematy często na tyle płodne w swym podstępnym działaniu, że mające szansę przetrwać długie lata aż po sam kres będącego w psychicznych opałach nieszczęśnika. Czasem stojąc przed białą połacią ściany wpatrywałem się w jej nierówności, maleńkie szczelinki wyżłobione przez szybko uciekający czas i niewielkie, prawie niezauważalne na pierwszy rzut oka przebarwienia. Nie wiem o czym wtedy myślałem. Może to był jedyny sposób na wyłączenie się z obiegu, szansa na posprzątanie choć jednej półki w zagraconym przez doświadczenia mózgu.

 - Zbyt wiele rzeczy się lekceważy – odpowiedziałem krótko – może dlatego nie skupiam się na żadnym konkretnym celu, do którego miałbym dążyć. Kiedyś miałem plany, ambicje – ale one zniknęły, rozumiesz? Kiedy ma się parę lat, to wydaje się że życie może trwać w nieskończoność. Nie przyjmujemy do świadomości wielu istotnych faktów, bronimy się przed nimi na wszelkie możliwe sposoby. Wynajdujemy sobie czasochłonne hobby, zajmujemy umysł niekończącymi się zakupami, planami, marzeniami. Po osiągnięciu progu dojrzałości, kiedy to możliwości stają przed nami otworem – zaczynamy rozmyślać. Zewsząd spływają na nasze barki trudne do udźwignięcia tematy. To one blokują nasze cele. Mając rodziców myśli się inaczej, a kiedy oni odchodzą, wszystko traci sens. Wszystko. (...)

~ Jasmina