niedziela, 16 czerwca 2013

Planeta żywych istot czy...?

...
Tyłem do ziemi, tyłem do nieba,
tyłem do wschodu słońca, tyłem do zachodu słońca,
tyłem do wszystkich stron świata,
tyłem do wszystkiego co żywe; przodem do wszystkiego co martwe
- oto czym jest tak zwane życie ludzi-Ja,
ludzi-Egoistów.

Ciągnącym się przez wieki i tysiąclecia, to wolniej, to prędzej, to na łeb na szyję - jak w tych współczesnych czasach - arcytłumnym, chaotycznym i hałaśliwym konduktem pogrzebowym. 
~ Edward Stachura



Siedziała Miłość na ławce. Słońce ogrzewało jej wyciszoną twarz, a wiatr lekko owiewał kontury ciepłych myśli. Przymknęła oczy, by w skupieniu odnaleźć wyjaśnienie słów, które zaczęły ją dobiegać... i przerażać...

Po drodze wysypanej drobnym żwirem sunął inwalidzki wózek... na nim siedziała starsza pani, tuż za nią podążał człowiek w średnim wieku. Miłość spojrzała w smutne oczy staruszki, ta zaś nie poruszając ustami powiedziała: - "Ty wiesz, bo jesteś Miłością... Ty znasz mnie od poczęcia, wiesz, że byłam i jestem częścią życia na tej planecie. Cieszyłam się każdym dniem, a każdej nocy marzyłam, kochałam bliskich, przyjaciół, kochałam wszystko co żyje i pragnie miłości... - dziś jak niepotrzebny i zepsuty sprzęt gospodarstwa domowego, żyję na marginesie społeczeństwa, bo ci, których kochałam uznali, że już czas, bym odeszła. Nie posiadam gwarancji, więc nie można mnie naprawić. Moimi opiekunami są obcy mi ludzie, a ja... czekam... na śmierć jedynie, bo przecież nie na nowe życie..."


Tuż obok stóp Miłości przebiegł średniej wielkości pies, u jego szyi wisiał ciężki łańcuch, a jego sierść wskazywała na długą i trudną wędrówkę. Miłość wyciągnęła ku niemu dłoń, lecz on zlękniony nie przyjął jej dotyku. Spojrzał na Miłość i zapytał przerażonym wzrokiem: - "Co ja im zrobiłem? Dlaczego mnie tak potraktowano? Urodziłem się, by kochać i być kochanym, byłem przytulany i głaskany. Potem urosłem i przestałem się im podobać. Pewnego dnia wrzucili mnie ze złością do jakiegoś pojazdu, wywieźli do obcego miejsca. Pamiętam ten ciężki kopniak zadany mi przez człowieka, któremu ufałem... Otworzył drzwi od pojazdu i z całej siły wypchnął mnie na ruchliwą ulicę... Nie wiem, gdzie jestem... Umieram z głodu, i z bólu..."


W kierunku Miłości zbliżał się czteroletni chłopiec, trzymał za rękę młodą kobietę. Chłopiec przystanął, przekrzywił swoją główkę i spojrzał w oczy Miłości. - "Wiesz... wydawałoby się, że każde nowe życie jest owocem wspólnej miłości dwojga ludzi. Cieszyłem się, że przyjdę na ten świat, że wygrałem wyścig o życie - a było nas naprawdę wielu, całe miliony. Urodziłem się, było mi zimno, krzyczałem, nikt mnie jednak nie przytulił, nie ogrzał swoim ciałem. Było ciemno, mokro, pomyślałem, że moje życie właśnie się kończy. Byłem tylko 'produktem ubocznym' czyjegoś chwilowego kaprysu, zbędnym balastem, który wylądował w śmietniku. Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem?"


Na oddalonej o kilka metrów ławce, z opuszczoną ku ziemi głową siedział mężczyzna. Miłość spojrzała w jego kierunku, a on wyczuwając jej obecność odwrócił głowę w jej stronę. - "Nie wiem już, co mam robić. Starałem się, naprawdę się starałem. Wystarczyło stracić pracę, by osoba, którą kochałem całym sercem, odeszła do innego. Zrozumiałem, że byłem dla niej tylko 'bankomatem' a nie życiowym partnerem. Miałem wypadek, straciłem rękę... czy to oznacza, że jestem zepsutą zabawką, którą trzeba wymienić na nową? Czy ciało to wszystko, co się liczy? A uczucia, miłość, prawda, lojalność, oddanie? Czy to już nie ma żadnego znaczenia? Czasem zastanawiam się, czy jesteśmy planetą żywych istot czy tylko wysypiskiem ludzkiego egoizmu..."


Miłość zakryła oczy dłońmi i zapłakała, jej łzy niczym słony strumyk spływały po policzkach. Serce jej przepełniło się ogromnym smutkiem. Wiedziała, że to, co właśnie usłyszała, to tylko mały ułamek tragedii, która dotyka już cały świat. Bo życie bez miłości jest martwym życiem. 

Kiedy tak siedziała skulona, poczuła na swym ramieniu czyjąś dłoń. Uniosła głowę, by zobaczyć, do kogo należy. Starsza pani wraz ze swoim opiekunem zbliżyła się do niej, uśmiechnęła się i powiedziała: - "Nie smuć się proszę, bo choć wielu Cię nie chce znać, nie rozumie, nie przyjmuje - to większość nie wyobraża sobie bez Ciebie życia, myśli o Tobie każdego dnia. Ja zawsze nosiłam Cię w swoim sercu i będę nosić do ostatniej chwili. I jesteś w sercu tego oto człowieka, który choć nie jest członkiem mojej rodziny, to jest mi bliższy niż ktokolwiek na świecie. Z miłości do ludzi, do życia - opiekuje się mną, jak i innymi osamotnionymi starszymi osobami. Jesteś sensem naszego istnienia, bo jesteś Miłością."

Po chwili podbiegł do Miłości czteroletni chłopiec, a tuż za nim podążał pies. - "Popatrz! On wygląda jak ja, kiedy mnie wyrzucono. Przerażony, samotny, niechciany. Ale moje serce jest pełne Ciebie, i chcę kochać tego zagubionego psiaka."

Młoda kobieta, która przyszła wraz z chłopcem usiadła obok Miłości i złapała ją za rękę. - "Nie mam już żalu do natury, że pozbawiła mnie możliwości posiadania własnego dziecka, z czasem człowiek się z tym godzi, a życie wypełnia zadaniami do wypełnienia. Dziś cieszę się, że cztery lata temu ktoś, kto nosi Cię w swoim sercu uratował życie małego dziecka, a ja stałam się jego mamą. Idąc tutaj miałam nadzieję, że stanie się coś niespodziewanego... i spotkałam mojego przyjaciela sprzed wielu wielu lat... znasz go, prawda?" Miłość spojrzała na mężczyznę, który opuścił sąsiednią ławkę. Zbliżył się do zgromadzonych i powiedział: - "Dzięki Tobie są na świecie ludzie, których serca, choć zaznają bólu i cierpienia, nigdy się nie poddają i dzielnie kroczą do przodu. Coś tracimy, uczymy się, wyciągamy wnioski - ale to tylko dzięki Tobie trwamy, bo Ty jesteś fundamentem naszego istnienia."


~ Jasmina