sobota, 4 kwietnia 2015

O tym, by zasnąć...

...

Bywam bardzo zmęczona. Pomiędzy ołowianą chmurą nieustannie wiszącą nad kotłującymi się myślami, pojawiają się przebłyski światła - te, które pozwalają zrozumieć, pogodzić się i iść dalej. Stąpając po miękkim dywanie ziemi wciągam w płuca niezwykły jej zapach, zroszony niebiańskimi łzami, które wartością swą pobudzają do nowego dnia, a nocą - z zamkniętymi oczami, dotykam wyobraźnią tego, co mi najbliższe. Cudowności stworzenia.
Kiedyś wierzyłam, w salonach serca dbałam o miejsce, w którym miało zamieszkać - to, czego nie sposób ubrać w słowa, ni narysować choćby szkicu. Nie ma zapachu, nie ma kształtu, nie mieści się w dłoni i nie umiera. Pogodzona w mniejszości, lecz chwila w której głębia pustki staje się nieznośna, wiem, że przegrałam - dla niewiadomej.
Czasami marzę już tylko o tym, by zasnąć, na długo. By w innym wymiarze odnaleźć stracone - w rzeczywistości, której nie chciałam. Pod wielką skorupą twardości, jaką się mi przypisuje - maleńkość przemijania. Odwieczna zaduma, stos przykurzonych pytań i puste miejsce utkane między słowami.
Z policzkiem na mchu zapomnienia, kulę się w sobie, okrywam dywanem z gwiazd. Bo tak naprawdę, komu i na co... Jak długo jeszcze, i w celu jakim... 

~ Jasmina