czwartek, 26 maja 2016

Jak umieramy...



Przytomne osoby cały czas są ruchliwe, zachowują się jakby za kilkadziesiąt godzin nie miały umrzeć - porządkują rzeczy, rozmawiają, jak gdyby nic się nie działo, jakby nie zauważali, że ich ciało powoli się zmienia. (...) Czym innym jest spodziewać się śmierci, nawet bliskiej, aniżeli uświadomić sobie w poniedziałek rano, że umrę w środę, koło południa.
Na kilka godzin przed śmiercią aktywność ogranicza się już tylko do obrębu łóżka, poprawiania kołdry, sięgania po komórkę, układania poduszki, szukania wygodnej pozycji. Spojrzenie człowieka staje się nieobecne, czasami wzrok zawiesza się w niewiadomym, odległym punkcie. Oczy stają się szkliste. Umierający są w stanie normalnie rozmawiać, ale ich głos jest spowolniony, znika melodyczność - ton robi się jednostajny. 
(...) W ciągu ostatnich kilku godzin życia człowiek staje się spokojny, poddaje się naturalnemu biegowi rzeczy. Pierwsze zmieniają kolor paznokcie, a gdy dłonie i stopy sinieją i stają się chłodne, oznacza to, że do końca zostało nie więcej jak dwie, trzy godziny. Wtedy umierający przeważnie traci świadomość. Jeśli nie - jest tylko w stanie odpowiadać przecząco lub twierdząco, czasem tylko ruchem głowy. Powieki opadają lub bywają półprzymknięte. Tylko pojedyncze osoby umierają z pełną świadomością - mówią ważne dla siebie rzeczy, aż uleci z nich życie.
A gdy już nadejdą ostatnie chwile, oddech staje się coraz płytszy, człowiek przypomina rybę wyjętą z wody - łapie powietrze ustami. Mogą się zdarzyć nawet kilkunastosekundowe bezdechy. Mówi się, że wydaliśmy ostatnie tchnienie, ale to jest raczej wdech bez wydechu. Serce staje i przez cztery minuty obumiera mózg.

fot. thelocal.de




(...) Trudno jest wtedy zrozumieć, że człowiek nic nie czuje, właściwie każdy obchodzi się z ciałem delikatnie, jakby żyło. A ono zaczyna bardzo szybko się zmieniać. Wprawdzie było woskowe, ale w ciągu pięciu minut po prostu zastyga. Staje się sino-szare i ewidentnie chłodne - temperatura organizmu dopasowuje się do temperatury otoczenia. Zgodnie z prawem ciążenia, krew, która nie jest już pompowana - opada. Na plecach lub boku pojawiają się ciemne wybroczyny - plamy opadowe. Jeszcze wtedy ciało jest nadal miękkie, za kilka godzin zesztywnieje. Potem trudno już zgiąć rękę lub rozprostować palce.
(...) Nawet jeśli ktoś ma wątpliwości co do istnienia Pana Boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej, to dla mnie proces umierania - a także to, że ktoś kilkanaście minut wcześniej był integralną osobą, która żałowała, kochała, modliła się, czyli ewidentnie była i żyła - nie kończy jej istnienia.

fragmenty wypowiedzi ks. Jana Kaczkowskiego 
DEON.pl/2012




sobota, 14 maja 2016

Przepiękni śpiący...


Rośliny - są dla nas czymś normalnym, a jednocześnie zagadkowym. Nikt nie zaprzeczy, że są one żywe, lecz mało komu przychodzi do głowy, by uważać je za żywe w pełnym sensie tego słowa. Człowiek postrzega rośliny jak bezduszny biologiczny materiał, niezdolny do odczuwania i nieświadom siebie oraz otoczenia. To bardzo duży błąd. Rośliny mają swój szczególny rodzaj układu nerwowego - ich komórki wymieniają między sobą potencjały elektryczne. Te zadziwiające istoty mogą na swój sposób widzieć, słyszeć, wyczuwać dotykiem, odczuwać smak i zapach. Co więcej, mogą rozmawiać między sobą, analizować i nawet przeżywać.
(...) Rośliny nie mogą krzyczeć na cały głos i nie są w stanie mówić o swoich prawach, uczuciach, przeżyciach. Lecz mają duszę i są w stanie cierpieć i cieszyć się. Po prostu rośliny, w porównaniu z człowiekiem, znajdują się w głębokim śnie. Podobne są do śniącego, który uśmiecha się, kiedy przez sen pozna przyjemny, pieszczotliwy głos i chmurzy się, kiedy słyszy wrogi krzyk. Ci przepiękni śniący są źródłem naszego życia, upiększają nasz świat, dają nam wszystko, począwszy od filiżanki leczniczego napoju, a kończąc na cieniu w gorące południe. I do tego nie sprawiają przykrości i nie mają pretensji.
(...) Nigdy nie dowiemy się o uczuciach roślin, tych milczących świadków okrucieństwa człowieka, który obchodzi się z nimi jak z materiałem biologicznym. Pozostaje tylko mieć nadzieję na to, że śpią one na tyle głęboko, by nie doznawać cierpienia tak samo wyraźnie, jak istoty o wyższej świadomości. Nic na to nie poradzimy - świat jest okrutny i tak urządzony, że jedno życie istnieje kosztem drugiego. Lecz to nie daje człowiekowi moralnego prawa, by uważać, że na tym świecie spośród śniących tylko on posiada duszę i świadomość, a do wszystkich pozostałych może odnosić się z lekceważeniem.
Nie na darmo u ludów jeszcze niezepsutych cywilizacją wahadeł przyjęło się, by zanim zabije się zwierzę lub zetnie drzewo, poprosić u nich o przebaczenie. Na przykład zwolennicy buddyzmu zawsze patrzą pod nogi, by nieumyślnie nie zgnieść owada, nie depczą też niepotrzebnie trawy, jeśli można przejść po ścieżce. Na szacunek zasługuje wszystko, co żyje na tym świecie i wszyscy mają równe prawa. A jeżeli człowiek nie wyznaje takiego poglądu, to ile sam jest wart?
 ~ Vadim Zeland


piątek, 13 maja 2016

Wydeptane ścieżki...

...
fot. paper4pc.com

W moim świecie toczy się walka sił... z jednej strony na linii życia spotykam osoby pozytywnie zmotywowane do działania, odnajdujące we wszystkim nowe możliwości i podejmujące się kroków, na które większość ludzi by się nie odważyła - z obawy przed ryzykiem, z obawy o opinię innych, z powodu strefy komfortu itd. W stosunku do płynącego czasu - kto stoi w miejscu, ten praktycznie się cofa. - Z drugiej zaś strony ludzie, których już znam... ale... oni idą przed siebie krytykując wszystko i wszystkich po drodze, a szczególnie tych, którzy mają czelność myśleć inaczej i iść ścieżką mniej wydeptaną. Radość z działania napotyka zawiść i zazdrość istot, które dostały już płaskodupia od biernego spoglądania na swój świat. Sztuką zatem dla nas, świadomych swych dążeń, pragnień i poczucia, że zmiany są potrzebne - jest noszenie na co dzień mocnej zbroi, której nikt nie widzi, ale ma okazję poczuć, - gdyby zaszła taka potrzeba.
 ... wiele ścieżek trzeba wydeptać, ażeby dotrzeć do tej wybrukowanej naszym imieniem... i krwią znaczona, i łzami obmyta, palcami dłoni wytarta, obrysowana pociągnięciami zmęczonych stóp... - a za plecami tyka wielki zegar czasu, on niczym się nie przejmuje, nigdy przez nikogo nie był widziany, idzie przed siebie z dumnie podniesioną głową, wiele już widział, wiele jeszcze zobaczy, jedyny nieśmiertelny...

~ Jasmina


wtorek, 3 maja 2016

Samotność umierania...

...


fot. kelebenk.net

Kiedy zaczniesz czytać mój list, będzie już zbyt późno na odpowiedź. Być może w Twoim sercu zagości smutek, ale umysł - stojąc na straży myśli - zrobi wszystko, byś otrząsnął się z chwilowej zadumy i próby wykrzesania w sobie choćby odrobiny nienawiści - do czegoś, czego nie sposób określić jakimkolwiek słowem.
Kto wie, może po dwóch, trzech wersach postanowisz zgnieść go w swej dłoni i wrzucić na pożarcie językowi ognia, który mocą swą tańcuje wokół ściśniętych kawałków drewna, pochłaniając ich kruche ciało aż do całkowitego rozpadu.
Nigdy tak naprawdę nie miałam pojęcia, ile Ty wiesz... Czy rozumiesz, czy się domyślasz, czy potrafisz okazać współczucie, empatię... Czy potrafisz walczyć o dobre imię świata, który stworzyłeś - czy tylko jak wolny obserwator podążałeś naprzód, nie zważając na to, co wokół, co obok.
Kiedy gościła w moim życiu radość, Ciebie nie było, by się nią dzielić. Kiedy zapukał do drzwi lęk - byłam zmuszona samotnie stawić mu czoła. Gdy zajrzała śmierć, Ty pytałeś o zabawę. Kiedy nastał głód - siadywałeś wśród żarłoków, zapominając o najbliższych. Kiedy nadchodził kres, Ty śmiałeś się w najlepsze - by później zapłakać gorzkimi łzami rzeczywistości i utraconej szansy, łzami głupoty i ślepoty ego. Pozwoliłeś na samotność umierania.

 ~ Jasmina