poniedziałek, 30 września 2013

List do Lęku... pożegnanie...

...

fot. tapetus.pl


Lęk - najwierniejszy ze wszystkich cieni świata, ciągnie się za człowiekiem od dzieciństwa, zamyka drzwi, burzy nadzieje, odbiera wiarę, podważa zdobywaną wiedzę... Dusi każdego poranka, kładzie się tuż obok przed zaśnięciem... Spogląda w twarz i bezczelnie się śmieje... Bez końca ~ Jasmina

Ileż posiadasz twarzy, ileż masek zakładasz... Kryjesz się w przykrym wydarzeniu, o którym nic mi nie wiadomo; panicznie stawiasz mi przed oczami wizje śmierci lub utratę zdrowia psychicznego, wbijasz się w serce uczuciem niepokoju, którego pochodzenia nie znam i nie wiem, dokąd zmierza; zniekształcasz obraz mej cennej wyobraźni malując przyszłość jak z koszmarnego snu, choć dobrze wiesz, że w życiu nie znajdzie ona odzwierciedlenia. 


Lubisz być neurotyczny, anankastyczny, paranoidalny... Ranisz tak wiele istot... Kto dał ci prawo do zamieszkania w ludzkich sercach? Kto zezwolił na bycie ich cieniem? Każdego dnia świat budzi się w twoich ramionach, nie może zebrać myśli, powstrzymać szalenie bijącego serca i drżących rąk. Każdego dnia, częściej nocy, pod wieloma dachami domów, rozpychasz się łokciami, torujesz sobie drogę i bezczelnie kładziesz się tuż obok nieświadomej jeszcze istoty... patrzysz na nią, uśmiechasz się i znając jej myśli, obawy, trwogi, tęsknoty - podkręcasz śrubę w mechanizmie zwanym poczuciem własnej wartości, z tą różnicą, że ty tę wartość skutecznie odbierasz.
Nikt z nas by nie poznał twej siły oddziaływania, gdyby ktoś inny cię nam nie przedstawił. Nie podałeś nam dłoni... Ty masz inne metody reklamowania swej destrukcyjnej mocy... W ciemnym kącie pokoju, w klamce u drzwi, co zwiastuje niewiadome chwile, w skórzanym pasie zakończonym ciężką klamrą, w zaciśniętej pięści, w słowach co ranią do szpiku kości, w szyderczym uśmiechu pozbawionego empatii człowieka, w upitym do nieprzytomności rodzicu, w surowym nauczycielu, który zapatrzony w swą wielką rolę orędownika wiedzy, zapomina o umiejętności słyszenia, widzenia, rozumienia - przez co jego uwadze umyka paleta szarych śladów pozostawionych na buzi dziecka, jego obgryzione do krwi paznokcie, jego łzy w niewidzących już sensu życia oczach.
Jesteś niewidzialnym murem wyrastającym na drodze do wolności umysłu... Cegła po cegle wzrastasz w siłę, wmawiasz, że nic nam nie wolno, że się nie należy, że nie zasługujemy... na szczęście, na miłość, na poczucie bycia kochanym i potrzebnym... Bawisz się ludźmi, bawisz się ich życiem... a potem burzysz się i upadając z głośnym trzaskiem, przygniatasz ich do samej ziemi... po czym pozwalasz, by powstali... i na nowo śledzisz ich poczynania.


Skulone ciała, mokre od łez poduszki, miliony skrajnie niepojętych myśli, walka pomiędzy chęcią życia a rezygnacją z niego... Od najmłodszego, do najstarszego... Nikomu nie odpuszczasz. Lecz, kto ci dał prawo znęcać się nad nami? Czy aż tak wielka nienawiść w tobie mieszka, że chcesz zniszczyć życie każdej istoty, którą napotkasz na swej drodze?
My cię nie potrzebujemy! Zrozum to w końcu! Idź sobie, stwórz własny świat, w którym odnajdziesz siebie... lecz nam pozostaw prawo do życia w harmonii. Pozwól na płacz z radości, nie z obawy o kolejną chwilę... Opuść zaciśnięte pięści, zwróć dzieciom ich bezpieczne schronienia, dopuść do głosu czystą, bezinteresowną miłość... I odejdź, raz... na zawsze...

~ Jasmina