Pod progiem bólu, w nieskończoności doświadczeń, w pytajnikach nocy - które cierpiące na wieczną bezsenność - spoglądają prosto w umęczoną życiem twarz. Marszczą brwi i zaciskają usta. Nie potrafią pojąć, skąd to przerażenie skryte w zakamarkach rzęs i ten lęk przed jasnym światłem dnia. Umoszczone leniwie wysyłają w świat niezliczone, niedopowiedziane, nieodgadnione i skazane na osamotnione i pozbawione szansy na satysfakcjonującą odpowiedź.
W kakofonii dźwięków, poszarpanych niemym krzykiem - w otuleniu eufonii walczącej o boskość harmonijnego piękna i energii. Szczęście i smutek, radość i żałoba, miłość i strach, przyjmowanie i trud zaciśniętych pięści przemijania. Wielce przemożny w swej maleńkości, człowiek we śnie, przed siebie kroczący, zapatrzony w swoje niebo, potykający się o tych, którzy przejrzeli i w swej niemocy polegli, powaleni niemożnością pogodzenia się z kapiącymi nań łzami.
Walcząc o swoje, dłońmi zmęczonymi bliźnią zawiścią i niepojęciem. Im więcej na nie tym więcej na tak. I na nic starania, i na nic ten jad - bo w swej kruchości każda istota do celu jednego zmierza. Zimnego, sprawiedliwego, milczącego. Liczba poranków na minusie, liczba nocy na plusie. Byle do przodu, byle pod górę, byle z odwagą w sercu. Wielka masa spływa do dołu, tym, którzy odrębną ścieżką podążają - drzwi na oścież.
~ Jasmina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz