Była to jedna z tych chwil, która mrocznymi mackami bezsilności przyciska nos do podłogi, zmuszając ciało do przekroczenia granicy bólu, ale nie bólu fizycznego, lecz emocjonalnego. Balansując na cienkiej linii, pomiędzy sensem a jego utratą, z prędkością światła analizując wartość istnienia i walcząc o oddech, którego już nikt nie chce.
Drżąca dłoń wyciągnięta ku niebu, z pytaniem na które nie ma odpowiedzi. Głuchy krzyk wydobywający się z samego wnętrza serca, z poprzecinanego bliznami czasu jedynego świadka prawdy. I to nagie oblicze świata, opustoszałe w jednej chwili, ogołocone z przyjaźni, która miała trwać wiecznie. Otwarty grób żywego wciąż człowieka.
Minuta za minutą, jak wbijanie gwoździ do tablicy niespełnionych marzeń. Z kryształowo czystą myślą prosto ku szczelinie światła, które wielką, czarną chmurą ku zniszczeniu. Wokół pustka, za ścianami nocy senne mary podróżników. Nikt nie słyszy, nikt nie widzi... złudzeniami witanymi o poranku. Nikt nic nie wie.
I to przeciąganie liny życia z uśmiechniętą wiecznie twarzą śmierci. Lecz jej oczy współczujące, smutne, porośnięte trawą, pośród których pełnia nieświadomych kresu istot. I decyzja, by na nowo dźwignąć się z popiołu zdarzeń, by tragizmem straty przetrzeć szyby zrozumienia, by przeczekać kondukt żałobników, unieść głowę i wyszeptać światu, że nadejdzie jeszcze chwila, by zwyciężyć.
~ Jasmina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz