Czy miłość jest sztuką? Jeżeli tak, to wymaga wiedzy i wysiłku. A może miłość jest przyjemnym uczuciem, którego zaznanie jest sprawą przypadku, czymś, co się zdarza, jeśli człowiek ma szczęście?
Dla większości ludzi problem miłości tkwi przede wszystkim w tym, żeby być kochanym, a nie w tym, by kochać, by umieć kochać. Dlatego też główną sprawą dla nich jest, jak zdobyć czyjąś miłość, co zrobić, żeby wzbudzić uczucie. W pogoni za tym celem próbują różnych metod.
Jedną z nich, której chwytają się zwłaszcza mężczyźni,
jest zdobywanie powodzenia, mocnej pozycji życiowej i pieniędzy w takiej skali, na jaką pozwala społeczna sytuacja
danego człowieka. Inna metoda, szczególnie ulubiona przez kobiety, to
dbałość o wygląd oraz pielęgnację ciała, stroje itd. Inne sposoby zdobywania
sobie otoczenia, stosowane zarówno przez
mężczyzn, jak i kobiety, to miły sposób bycia, umiejętność prowadzenia ciekawej rozmowy,
gotowość do okazywania ludziom
pomocy, skromność i łagodność. Takich samych zabiegów, jakie mają
prowadzić do zdobycia czyjejś miłości, używa się zresztą, aby osiągnąć powodzenie w życiu, aby zdobyć sobie
przyjaciół i wpływowych ludzi. W
mniemaniu większości ludzi naszego kręgu kulturalnego umieć zdobywać miłość to znaczy po prostu być
sympatycznym i pociągającym fizycznie.
Drugą przesłanką, z której
wynika pogląd, że o miłości niczego nie można się nauczyć, jest przekonanie, że
problem miłości to problem obiektu, a
nie problem zdolności. Ludzie myślą,
że kochać to rzecz prosta, natomiast trudne jest znalezienie właściwego obiektu
miłości, zdobycie czyjegoś uczucia.
Trzecim
błędem prowadzącym do przekonania, że nie można się niczego nauczyć w sprawach
miłości, jest pomieszanie początkowego uczucia
zakochania się ze
stałym stanem kochania
lub też, jak można by to lepiej wyrazić, "pozostawania w miłości". Jeśli
dwoje ludzi, zupełnie sobie obcych, pozwala nagle, aby dzielący ich mur runął,
zaczynają nagle czuć się sobie bliscy, to właśnie ten moment doznania jedności
jest jednym z najbardziej radosnych,
najbardziej podniecających przeżyć w życiu. Jest on tym wspanialszy i
cudowniejszy dla ludzi, którzy byli dotąd odizolowani, odcięci, pozbawieni miłości. Temu cudowi nagłego zbliżenia dość
często pomaga połączony z nim albo też przezeń zrodzony pociąg fizyczny i jego
zaspokojenie. Jednakże tego rodzaju miłość z samej swej natury jest nietrwała.
Dwoje ludzi dobrze się poznaje, ich
zażyłość w coraz większym stopniu zatraca
swój cudowny charakter, aż w końcu antagonizmy i rozczarowania, wzajemne znudzenie się sobą zabiją to, co
zostało jeszcze z początkowego podekscytowania. Jednak z początku
ludzie nie zdają sobie z tego sprawy: intensywność szaleńczej miłości, "wariowanie" na swoim punkcie biorą za dowód potęgi miłości, podczas gdy
może to jedynie dowodzić, jak bardzo byli osamotnieni poprzednio.
Pierwszym krokiem, jaki należy zrobić, to uświadomić
sobie, że miłość jest sztuką, tak samo
jak sztuką jest życie; jeżeli chcemy nauczyć się
kochać, musimy postępować w sposób identyczny jak wówczas, gdy chcemy nauczyć się jakiejkolwiek innej sztuki,
powiedzmy muzyki, malarstwa, stolarstwa, sztuki medycznej czy
inżynieryjnej.
Miłość nie jest zasadniczo stosunkiem do
jakiejś określonej osoby; jest ona postawą, pewną
właściwością charakteru,
która określa stosunek człowieka do świata w ogóle, a nie do jednego " obiektu" miłości. Jeżeli dany
człowiek kocha tylko jedną osobę, a jest obojętny wobec reszty swoich
bliźnich, jego miłość nie jest miłością,
lecz symbolicznym przywiązaniem albo egotyzmem. A jednak większość ludzi
uważa, że miłość to sprawa obiektu, a nie zdolności. Ludzie ci często sądzą, że świadczy to o sile ich miłości, jeżeli nie
kochają nikogo poza "ukochaną" osobą. Jest to taki sam błąd jak ten, o którym wspominaliśmy wyżej. Ponieważ nie dostrzega się, że miłość jest działaniem,
siłą ducha, dochodzi się do przekonania, że wystarczy jedynie znaleźć właściwy obiekt - a potem wszystko potoczy
się już samo. Pogląd taki da się
porównać do stanowiska człowieka, który chce malować, ale nie uczy się sztuki malarstwa, tylko twierdzi, że
musi poczekać na odpowiedni obiekt,
a potem kiedy go już znajdzie, będzie malował znakomicie. Jeżeli
naprawdę kocham jakąś osobę, kocham wszystkich, kocham świat, kocham życie.
Jeżeli mogę powiedzieć do kogoś: "Kocham cię", muszę także umieć temu komuś powiedzieć: "Kocham w tobie wszystkich,
przez ciebie kocham świat, kocham też w tobie samego siebie".
Powiedzenie, że miłość jest nastawieniem
wobec wszystkich, a nie wobec jednego
człowieka, nie zakłada bynajmniej twierdzenia, że między różnymi typami
miłości nie zachodzą żadne różnice. Istnieją one i są zależne od przedmiotu
darzonego miłością (miłość braterska, matczyna, do samego siebie, erotyczna, do Boga).
Jeżeli
miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, że zdolność do miłości jednostki,
która żyje w określonej kulturze, zależy od wpływu, jaki kultura ta
wywiera na charakter przeciętnego
człowieka. Jeżeli mówimy o miłości we współczesnej zachodniej kulturze, nasuwa się pytanie, czy społeczna
struktura zachodniej cywilizacji i wypływający z niej duch sprzyjał
rozwojowi miłości. Jeśli się postawiło takie pytanie, trzeba odpowiedzieć na
nie przecząco. Żaden bezstronny obserwator naszego życia na Zachodzie
nie może wątpić, że miłość braterska, macierzyńska czy erotyczna-jest
zjawiskiem stosunkowo rzadkim i że jej miejsce zajmują formy
pseudomiłości, które w istocie są jedynie formami jej rozbicia.
Nowoczesny człowiek
wyobcowuje się od siebie, od swoich bliźnich, od natury. Został
przekształcony w towar, traktuje swoje siły żywotne jako inwestycję, która musi mu przynieść maksymalny zysk możliwy do osiągnięcia przy istniejących
warunkach rynkowych. Stosunki, jakie
łączą ludzi, są w zasadzie stosunkami wyobcowanych automatów, przy czym każdy opiera swoje bezpieczeństwo na trzymaniu się
blisko stada i na niewyróżnianiu się od innych w myśli, uczuciach czy działaniu. Chociaż każdy usiłuje trzymać
się możliwie jak najbliżej innych, pozostaje jednak zupełnie samotny, przepełniony
głębokim uczuciem niepewności, niepokoju i
winy, co występuje zawsze, gdy człowiekowi nie udaje się przezwyciężyć
osamotnienia. Nasza cywilizacja oferuje wiele paliatywów, które pomagają
ludziom nie uświadamiać sobie własnej
samotności: na pierwsze miejsce wysuwa się ścisła rutyna zbiurokratyzowanej, zmechanizowanej pracy, która
pomaga nie dopuszczać do głosu nawet najbardziej podstawowych ludzkich
pragnień, tęsknoty za wyjściem poza samego
siebie i za zespoleniem. Jeśli nie wystarcza tu sama rutyna pracy,
człowiek pokonuje swoją nie uświadomioną rozpacz
przy pomocy rutyny rozrywek, biernego konsumowania dźwięków i obrazów,
jakie stawia mu do dyspozycji przemysł rozrywkowy; następnie przez zadowolenie,
jakiego mu dostarcza nabywanie wciąż nowych rzeczy i szybkie wymienianie ich na
inne.
Szczęście człowieka polega dzisiaj na "zabawieniu się". Zabawić się to zaspokoić użyciem i "spożyciem" przeróżnych dóbr. Pochłania się wszystko: widowiska, jedzenie, napoje, papierosy, ludzi, odczyty, książki, filmy. Świat jest jednym wielkim przedmiotem naszego łaknienia, wielkim jabłkiem, pełną butelką, wielką piersią; my jesteśmy tymi, którzy ssą, wiecznie na coś czekają, mają na coś nadzieję — i wiecznie są z czegoś niezadowoleni. Nasza natura została nastawiona na wymienianie i otrzymywanie, na handel i konsumowanie; wszystko, i to w równej mierze dobra duchowe jak i materialne, staje się przedmiotem wymiany i konsumpcji.
Jeśli chodzi o sprawę miłości, sytuacja siłą rzeczy odpowiada temu społecznemu charakterowi dzisiejszego człowieka. Automaty nie mogą kochać; mogą tylko wymieniać między sobą swoje "osobowe pakiety" w przekonaniu, że transakcja będzie uczciwa.
Należy tu jeszcze wspomnieć o pewnym często popełnianym błędzie,
a mianowicie o złudzeniu, że miłość musi
koniecznie oznaczać brak konfliktów. Tak
samo jak ludzie przyzwyczaili się uważać, że za wszelką cenę
należy unikać bólu i smutku, tak samo wierzą, że miłość oznacza brak wszelkich
konfliktów. I znajdują słuszne powody, aby tak sądzić, w fakcie, że starcia wokół nich wydają się jedynie destruktywną wymianą
poglądów, która nie przynosi nic dobrego żadnej z zainteresowanych
stron. Ale przyczyna tkwi w tym, że "konflikty" większości ludzi w
rzeczywistości nie są niczym innym jak próbą ominięcia prawdziwych konfliktów. Są one nieporozumieniami w drobnych,
powierzchownych sprawach, które z samej swej natury nie nadają się do
wyjaśnienia czy rozwiązania.
Prawdziwe konflikty między dwojgiem ludzi, te, które nie służą do tego, aby coś ukryć czy przerzucać
na innych, które przeżywa się w najgłębszych warstwach wewnętrznej
rzeczywistości i które jej dotyczą - nie są
destrukcyjne. Prowadzą do wyjaśnienia, rodzą katharsis, z której
ludzie wychodzą mądrzejsi i silniejsi. Prowadzi nas to do ponownego
podkreślenia tego, o czym była mowa powyżej.
Miłość jest możliwa jedynie wtedy, jeżeli
dwoje ludzi komunikuje się ze sobą z samej głębi swej istoty, to znaczy jeżeli
każde z nich przeżywa siebie do samej głębi swej istoty. Jedynie w takim
przeżyciu mieści się ludzka rzeczywistość, jedynie tu jest to, co naprawdę
żywe, jedynie tu jest źródło miłości. Miłość przeżywana w ten sposób jest nieustannym wyzwaniem; nie jest stanem
wypoczynku, lecz ruchu, wzrostu,
wspólnej pracy; nawet to, czy istnieje harmonia czy konflikt, radość czy
smutek, jest czymś drugorzędnym wobec zasadniczego faktu, że dwoje ludzi przeżywa siebie w samej głębi swego
istnienia i że mocniej czują się jednością będąc razem niż osobno.
Istnieje tylko jeden dowód na obecność
miłości: głębokość wzajemnego związku oraz żywotność i siła każdej z
zainteresowanych osób; oto owoc, po którym poznaje się miłość.
Fragmenty z książki "O sztuce miłości" - Erich Fromm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz