Pogrążony we własnym śnie na jawie, w świecie zawieszeń i ślepego pędu... Zdaje mu się, że słyszy, że widzi wręcz ten wartki nurt posklejanych w całość liter płynących z Twoich ust wprost do niego, ale one niczym wolne ptaki omijają go... Czasem pozwoli, by w zapomnieniu o sobie któreś z nich dotarło do jego narządu słuchu, lecz nie potrafi skojarzyć, czego się tyczyło, jaki miało mieć oddźwięk, sens jaki, przekaz, co ma z nim zrobić, jak zinterpretować, jak zapoznać z własnym ego, które naburmuszone niczym małe, tupiące nóżką dziecko - słucha, ale nie słyszy... patrzy, ale nie widzi...
A Ty usilnie starasz się coś powiedzieć, próbujesz podarować komuś coś ważnego, patrzysz w oczy, wysyłasz całą moc jaka tkwi w energii serca i umysłu, chcesz powiedzieć, że oto... że właśnie... że nie wiesz jak długo jeszcze... że się obawiasz... że są takie sprawy... że z Twojego punktu widzenia, siedzenia, stania, leżenia, pływania, fruwania, umierania i życia... Lecz wszystko to, jak kamień w wodę...
Zadajesz pytanie, subtelne, mocne, dobitne, kruche i czekasz... na nic, bo wiesz, że nie dotarło, że chaos w jego głowie, że Ja, Ja i Ja... i nic więcej... i nagle rozumiesz, że oto rozpoczął inny wątek, że pominął, że spojrzał tylko nieobecnym wzrokiem, że tylko lekko poruszył wargami, jakby już miał udzielić odpowiedzi... ale nie... to, co próbowałeś przekazać, podzielić się tym, co ważne - popłynęło w przestrzeń, która zabrała daleko ze sobą...
I opuszczasz głowę w bezsilności, w tym braku połączenia rozmów, w tym rozrzucaniu na darmo liter, z których każda tak istotna, być może jedna z ostatnich, jaką zdołasz powiedzieć... Bo żyjesz, bo czasem i Ty chcesz opowiedzieć, o swojej podróży, o swojej niesprawiedliwości, o tym, co czujesz, jak czujesz i dlaczego w ogóle... A za chwilę może Cię nie być, bo nie wytrzymasz... A Ty tylko chcesz, by choć przez krótką chwilę oczy skierowane na Ciebie były, by otwarto wrota słuchu i rozumienia, by postarano się dostrzec...
Lecz na nic starania i Ty to widzisz... zamykasz zatem na powrót w sobie całą historię, godzisz się z tym, że ludzie dziś nie słyszą, co się do nich mówi... zapatrzeni we własne niebo, we własne odbicie, we własne życie, we własne pokręcone, poświęcone, niepojęte, głuche, ślepe na wszystko wszędobycie...
Wstajesz, wychodzisz, kierujesz kroki ku ciszy, ku samotności, ku nocy i porankom, ku gwiazdom i słońcu, nabierasz mroźnego powietrza w płuca i myślisz... to nic, to nic, to nic... to życie... tak to już jest...
~ Jasmina 17.01.2016'